Na wyprawę Doliną Jaworową dosyć długo czekaliśmy na kilka dni dobrej, słonecznej pogody. Zazwyczaj w Tatry jeździmy we wrześniu, wtedy dzień jest dłuższy i więcej czasu można spędzić w górach, na szlaku. Po zweryfikowaniu informacji pogodowych zapadła decyzja, że jedziemy. Z Warszawy wyjechaliśmy po południu w połowie października. Nocleg zarezerwowaliśmy sobie w prywatnym pensjonacie na Głodówce. Na miejscu byliśmy parę minut po godz. 22.00. Późnym wieczorem przestudiowaliśmy jeszcze dokładnie całą trasę, przepakowaliśmy rzeczy i poszliśmy spać.
Wczesnym rankiem opuściliśmy kwaterę i pojechaliśmy do Jaworzyny Spiskiej (Tatranska Javorina). Tu pojawił się mały problem z zostawieniem samochodu. Liczyliśmy, że mimo wczesnej godziny znajdziemy kogoś krzątającego się wokół własnego domu. Nic podobnego, wszyscy spali. Przejechaliśmy w jedną i drugą stronę przez całą miejscowość i nic. Dopiero przed samym wejściem na szlak spotkaliśmy pracowników Słowackiego Tatrzańskiego Parku Narodowego, którzy wyrazili zgodę na zostawienie samochodu przy ich kancelarii. Zmieniliśmy buty założyliśmy plecaki na plecy i ruszyliśmy na kilka dni w Słowackie Tatry.
Tuż przy samym wejściu na zielony szlak do Jaworowej Doliny z prawej strony mijamy znak wskazujący kolor szlaku oraz orientacyjny czas przejścia. Wg podanych informacji czas przejścia do Chaty Teryego wynosi 5,5 godziny. Nam zajęło to trochę więcej…
Początkowo szlak jest bardzo łatwy, prowadzi wyasfaltowaną drogą, która przechodzi później w drogę szutrową i dalej w ścieżkę. Po liściach zdecydowanie widać, że jest to już jesień.
W oddali pojawiają się górujące Jaworowe Szczyty, to tam właśnie zmierzamy, by tuż przed nimi skręcić w lewo i piąć się na Lodową Przełęcz.
Z lewej strony całkowicie odsłonił się nam z porannej mgły Murań, jeden z najbardziej rozpoznawalnych szczytów w tej części Tatr.
Od samego początku, aż po Zadnią Dolinę Jaworową towarzyszy nam Jaworowy Potok, który wypływa z Żabiego Stawu Jaworowego i powyżej Jurgowa wpada do Białki, jako jeden z jej głównych dopływów.
Podobnie jak i w naszych Tatrach, tak również i tu nie brakuje szkodników. Drzewostany w dolinie są miejscami przerzedzone wskutek działania wiatrów halnych i gradacji kornika drukarza.
Pogoda robi nam bardzo miłą niespodziankę. Widoki są fantastyczne, … i dla takich właśnie widoków czekam cały rok, aby nacieszyć swoje oczy.
Po szlaku widać, że oddalamy się od Jaworzyny Spiskiej. Z lewej strony szumi sobie Jaworowy Potok. Widać również jak zmienia się roślinność i otoczenie. Promienie słoneczne przesłaniają nam góry i teraz idziemy w cieniu…
… podziwiając wyłaniające się zza drzew raz z prawej, raz z lewej strony skaliste szczyty Tatr.
W gęstym lesie świerkowym mijamy mało widoczną ze szlaku chatę górską TANAP-u, która w żaden sposób na naszej mapie nie była oznaczona. Chata oddalona jest ok. 100 metrów od szlaku i wygląda na bardzo zadbaną.
Wychodzimy z gęstej i wysokiej kosówki i zatrzymujemy się w ciepłych promieniach słonecznych na krótki odpoczynek i małe co nieco.
Z naszej prawej strony Żabia Dolina Jaworowa i skąpany w zielonej kosodrzewinie wodospad wypływający z niewidocznego Małego Żabiego Stawu Jaworowego.
Przechodzimy przez mostek położony nad Jaworowym Potokiem i zatrzymujemy się na chwilę, by podziwiać wspaniałe widoki na tle błękitnego nieba. Od tej pory będziemy piąć się już tylko w górę.
U podnóży Jaworowych Turni skręcamy w lewo i zaczynamy w cieniu podchodzić morenowym blokowiskiem w kierunku Lodowej Przełęczy.
To właśnie gdzieś tam zmęczeni troszeczkę włóczymy noga za nogą zostawiając za sobą znaczną część przebytej dzisiaj drogi. Troszeczkę daje się we znaki siedzenie za biurkiem i brak kondycji.
Już jest nieźle. Jesteśmy nad Żabim Jaworowym Stawem za którym widzimy przytłaczający ogrom mur Jaworowych Turni. Chwila odpoczynku, zbieramy siły na dalsze podejście.
Przez cały praktycznie czas idziemy sami. Po drodze spotkaliśmy dosłownie tylko kilka osób, które albo nas wyprzedzały, albo szły w przeciwnym kierunki. Jeszcze kilkadziesiąt metrów i będziemy na przełęczy.
Lodowa Przełęcz jest najwyżej położoną z turystycznych przełęczy tatrzańskich. Warto było wyrwać się z codziennej pracy, by tu dotrzeć. Jest trochę zimno i strasznie wieje, ale widoki fantastyczne. Na przełęczy spotkaliśmy małą grupkę polskich studentów.
Na pierwszym planie od lewej: Ostry Szczyt, dalej Jaworowy Szczyt i Mały Jaworowy Szczyt. Drugi plan, na lewo od Jaworowego Szczytu – kopulasty Gerlach. Po prawej natomiast od Małego Jaworowego Szczytu góruje Wysoka i Rysy.
Początek zejścia z Lodowej Przełęczy jest dosyć stromy, dlatego też w ścianę zakotwiczone są łańcuchy. Na szczęście szlak nie jest oblodzony i dosyć łatwo nam się schodzi.
Kolejny etap zejścia w Dolinkę Lodową, to drewniane drabinki położone na pirażystym żlebie. Należy tu zachować szczególną ostrożność, ponieważ bardzo łatwo można poślizgnąć się na zniszczonych już drewnianych stopniach i ciągle obsuwających się kamieniach.
Przed nami wspaniały widok na Lodową Dolinę, która wg relacji schodzącego z Lodowej Przełęczy do Jaworzyny Spiskiej Słowaka, jeszcze dwie godziny temu całkowicie była osnuta gęstą mgłą. Z lewej strony Lodowy Staw, a na wprost przymglona trochę Żółta Ściana.
Po kilkunastu minutach dochodzimy do drogowskazu i robimy sobie małą przerwę. W prawą stronę odchodzi żółty szlak prowadzący na Czerwoną Ławkę (nasz jutrzejszy plan). Znaki zielone prowadzą dalej do Schroniska Teryego.
W oddali widać podchodzącą grupę Słowaków na Czerwoną Ławkę – rzut okiem na to co nas czeka jutro.
Po krótkim marszu od drogowskazu wychodzimy na kamienne pustkowie Dolinki Lodowej, skąd roztacza się widok na zasłonięty chmurami Łomnicki Szczyt. W dole widać Wielki Staw Spiski.
Grzędą pokonujemy ostatnie kilkaset metrów, które dzielą nas od schroniska położonego w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich.
Przed godziną 15.00 zmęczeni, ale również bardzo zadowoleni z wspaniałych widoków i pokonanej trasy docieramy do Chaty Teryego, w której czeka już na nas ciepła herbata, dobre jadło i zarezerwowany wcześniej nocleg.
2 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.